Przejdź do głównej zawartości

oczyszczalnia

 Na polach pracowali tylko kapłańscy chłopi. Zaś w majątkach szlachty, nomarchów, a osobliwie faraona, len nie był wyrwany, koniczyna nie tknięta, winogron nie miał kto zrywać. Chłopi nie robili nic, tylko włócząc się bandami śpiewali, jedli, pili i odgrażali się bądź ka- płanom, bądź Fenicjanom.

W miastach sklepy były pozamykane, a pozbawieni zajęcia rzemieślnicy po całych dniach radzili nad przeobrażeniem państwa. Gorszące to zjawisko już nie było nowym dla Egiptu, ale wystąpiło w tak groźnych rozmiarach, że poborcy, a nawet sędziowie zaczęli się kryć; tym bardziej iż policja bardzo łagodnie traktowała nadużycia prostego ludu.

Jedna jeszcze rzecz zasługiwała na uwagę, oto - obfitość pokarmów i wina. W szynkow- niach i garkuchniach, szczególnie fenickich, zarówno w Memfis, jak na prowincji, mógł jeść i pić, kto chciał i ile chciał, za bardzo niską opłatą lub bez opłaty.

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Mówiono, że jego świątobliwość wyprawia swemu ludowi ucztę, która ciągnąć się ma przez cały miesiąc.

Z powodu utrudnionych, a nawet poprzerywanych komunikacji, miasta niedobrze wie- działy, co się dzieje u ich sąsiadów. I tylko faraon, a jeszcze lepiej kapłani zdawali sobie sprawę z ogólnego położenia kraju.

Położenie to cechował przede wszystkim rozłam między Górnym, czyli Tebańskim, i Dol- nym, czyli Memfijskim Egiptem. W Tebach miało przewagę stronnictwo kapłanów, w Mem- fis - faraonowe. W Tebach mówiono, że Ramzes XI Ił oszalał i chce sprzedać Egipt Fenicja- nom; w Memfisie dowodzono, że kapłani chcą otruć faraona i naprowadzić do kraju Asyryj- czyków.

Lud prosty, zarówno na północy, jak i na południu, czuł instynktowny pociąg do Ramzesa. Ale lud była to siła bierna i chwiejna. Gdy przemawiał agitator rządowy, chłopi gotowi byli uderzyć na świątynie i bić kapłanów; lecz gdy wystąpiła procesja, padali na twarze i truchleli słuchając zapowiedzi jakichś klęsk, które już w tym miesiącu groziły Egiptowi.

Przerażona szlachta i nomarchowie prawie wszyscy zjechali do Memfisu błagać faraona o ratunek przeciw buntującym się chłopom. Lecz ponieważ Ramzes XIII zalecał im cierpliwość i nie gromił pospólstwa, więc magnaci zaczęli naradzać się ze stronnictwem kapłańskim.

Prawda, że Herhor milczał albo także zalecał cierpliwość, ale inni arcykapłani dowodzili panom, że Ramzes jest szalony, i napomykali o potrzebie usunięcia go od władzy.

W samym Memfisie krążyły obok siebie dwie partie. Bezbożnicy, którzy pili, hałasowali i obrzucali błotem mury świątyń, a nawet posągi - i - pobożni, przeważnie starcy i kobiety, którzy modlili się na ulicach, głośno zapowiadając nieszczęścia i błagając bogów o ratunek. Bezbożnicy co dzień popełniali jakieś nadużycie; między pobożnymi co dzień jakiś chory lub kaleka odzyskiwał zdrowie.

Lecz dziwna rzecz: obie partie, pomimo rozkołysanych namiętności, nie robiły sobie krzywdy, a tym mniej - nie porywały się do czynów gwałtownych. Co pochodziło stąd, że każda z nich robiła zamięszanie pod kierunkiem i według planu obmyślanego w wyższych sferach.

Faraon, nie zgromadziwszy jeszcze wszystkich wojsk i dowodów przeciw kapłanom, nie dawał hasła do stanowczego napadu na świątynie; kapłani zdawali się czekać na coś. Było jednak widoczne, że już dziś nie czują się oni tak słabymi jak w pierwszych dniach po głoso-


waniu delegatów. A i sam Ramzes XIII zamyślał się, gdy mu ze wszystkich stron donoszono, że chłopi kapłańscy prawie wcale nie mięszają się do zaburzeń, lecz pracują.

„Co to znaczy? - sam siebie zapytywał faraon. - Czy gołe łby sądzą, że nie ośmielę się za- czepiać świątyń, czyli też mają jakieś nie znane mi środki obrony?”

Dziewiętnastego Paofi policja zawiadomiła władcę, że upłynionej nocy lud zaczął psuć mury otaczające świątynią Horusa.

-  Kazaliście im to robić?... - spytał faraon naczelnika.

-  Nie. Rzucili się z własnego popędu.

-   Powstrzymujcie ich łagodnie... powstrzymujcie... - rzekł pan. - Za kilka dni będą mogli robić, co im się podoba. Ale teraz jeszcze niech nie występują zbyt gwałtownie...

Ramzes XIII, jako wódz i zwycięzca znad Sodowych Jezior, wiedział, że gdy raz tłumy wyruszą do ataku, już nic ich nie powstrzyma: muszą rozbić albo zostać rozbite. Gdyby świątynie nie broniły się; pospólstwo da im radę, ale - jeżeli zechcą bronić się?...

W takim wypadku lud ucieknie i trzeba na jego miejsce posłać wojska, których było wprawdzie dużo, lecz nie tyle, ile potrzeba według rachunków faraona.

Nadto - Hiram jeszcze nie wrócił z Pi-Bast z listami dowodzącymi zdrady Herhora i Me- fresa. A co ważniejsze - przychylni faraonowi kapłani mieli dać pomoc wojsku dopiero dwu- dziestego trzeciego Paofi. Jakimże więc sposobem uprzedzić ich w tylu świątyniach odle- głych jedna od drugiej? I czy sama ostrożność nie nakazywała unikać z nimi stosunków, które mogły ich zdradzić?

Z tych powodów Ramzes XIII nie życzył sobie wcześniejszego napadania świątyń przez lud.

Tymczasem wbrew woli faraona wzburzenie rosło. Około świątyni Izydy zabito kilku po- bożnych, którzy zapowiadali nieszczęścia dla Egiptu lub cudownym sposobem odzyskali zdrowie. Około świątyni Ptah pospólstwo rzuciło się na procesję, zbiło kapłanów i potłukło święte czółno, w którym podróżował posąg boga. Prawie współcześnie nadleciały sztafety z miast Sochem i Anu, że lud wdzierał się do świątyń, a w Cherau nawet wdarł się i znieważył miejsce najświętsze.

Nad wieczorem przyszła prawie ukradkiem do pałacu jego świątobliwości deputacja ka- płanów. Czcigodni prorocy z płaczem upadli panu do nóg wołając, aby zasłonił bogów i świątynie.

Ten wcale nieoczekiwany wypadek napełnił serce Ramzesa wielką radością, a jeszcze większą dumą. Kazał powstać delegatom i łaskawie odpowiedział, że jego pułki zawsze go- towe są bronić świątyń, byle - zostały tam wprowadzone.

-   Nie wątpię - mówił - że sami burzyciele cofną się zobaczywszy przybytki bogów zajęte przez wojsko.

Delegaci wahali się.

-   Waszej świątobliwości wiadomo - odparł najstarszy z nich - że wojsko nie może wcho- dzić nawet za mur świątyni... Musimy więc zapytać o zdanie arcykapłanów...

-   Owszem, naradźcie się - rzekł pan. - Nie umiem robić cudów i z odległości mego pałacu nie obronię świątyń.

Delegaci zasmuceni opuścili faraona, który po ich wyjściu zwołał radę poufną. Był prze- konany, że kapłani poddadzą się jego woli, i ani mu przez myśl nie przeszło, że delegacja jest sztuką urządzoną przez Herhora, aby go w błąd wprowadzić.

Gdy w komnacie królewskiej zebrali się cywilni i wojskowi dostojnicy, Ramzes pełen du- my zabrał głos:

-   Chciałem - rzekł - dopiero dwudziestego trzeciego Paofi zająć memfijskie świątynie...

Uważam jednak, że lepiej będzie zrobić to jutro...

-  Nasze wojska jeszcze nie zebrały się... - wtrącił Tutmozis.

-  I nie mamy listów Herhora do Asyrii - dodał wielki pisarz.


-   Mniejsza o to! - odparł faraon. - Niech lud jutro dowie się, że Herhor i Mefres są zdraj- cami, a nomarchom i kapłanom okażemy dowody za parę dni, gdy wróci Hiram z Pi-Bast.

-   Nowy rozkaz waszej świątobliwości bardzo zmienia plan pierwotny - rzekł Tutmozis. - Jutro nie zajmiemy Labiryntu... A gdyby i w Memfis świątynie ośmieliły się stawić opór, nie mamy nawet taranów do wybicia bram...

-   Tutmozisie - odpowiedział pan - mógłbym nie tłomaczyć się z moich rozkazów... Ale chcę przekonać was, że serce moje głębiej ocenia bieg wypadków...

Jeżeli lud - ciągnął -już dziś napada świątynie, to jutro zechce wedrzeć się do nich. Jeżeli go nie poprzemy, zostanie odparty, a w każdym razie za trzy dni zniechęci się do śmiałych czynów.

A jeżeli kapłani już dziś wysyłają delegacją, muszą być słabi. Tymczasem za kilka dni mo- że powiększyć się liczba ich stronników między ludem...

Zapał i strach jest jak wino w dzbanku: o ile wylewa się, o tyle go ubywa, i ten tylko może się napić, kto w porę podsunie swój kubek. Gdy więc lud dziś jest przygotowany do napadu, a nieprzyjaciele wystraszeni, zużytkujmy to, gdyż, jak powiadam, szczęście za kilka dni może opuścić nas, jeżeli nie zwrócić się przeciw nam...

-  I żywność kończy się - wtrącił skarbnik. - Za trzy dni pospólstwo musi wracać do roboty, bo nie będziemy mieli czym karmić ich darmo...

-    O, widzisz!... -mówił faraon do Tutmozisa. -Ja sam rozkazałem naczelnikowi policji, ażeby hamował pospólstwo. Lecz gdy powściągnąć go nie można, trzeba skorzystać z ruchu. Doświadczony żeglarz nie walczy z prądem ani z wiatrem, ale pozwala im unosić się w obra- nym przez siebie kierunku...

W tej chwili wszedł kurier z doniesieniem, że lud rzucił się na cudzoziemców. Napadli Greków, Syryjczyków, nade wszystko Fenicjan... Wiele sklepów zrabowano i kilku ludzi za- bito.

-   Oto dowód - zawołał oburzony władca - że tłumów nie należy sprowadzać z drogi raz wytkniętej!... Jutro niech wojska będą w pobliżu świątyń... I niech natychmiast wkraczają do nich, jeżeli lud zacznie wdzierać się tam albo... Albo gdyby zaczął cofać się pod naciskiem...

Prawda, że winogrona powinny być zrywane w miesiącu Paofi. Lecz czyliż jest ogrodnik, który, gdyby owoce dojrzały o miesiąc wcześniej, zostawiłby je na łozach?...

Powtarzam: chciałem opóźnić ruch pospólstwa aż do ukończenia naszych przygotowań. Ale gdy odkładać tych rzeczy nie można, więc korzystajmy z gotowego wiatru i - rozepnijmy żagle.

Jutro Herhor i Mefres powinni być uwięzieni i przyprowadzeni do pałacu. A z Labiryntem skończymy za kilka dni.

Członkowie rady uznali, że postanowienie faraona jest dobre, i rozeszli się podziwiając je- go stanowczość i mądrość. Nawet jenerałowie oświadczyli, że lepiej korzystać z gotowej oka- zji aniżeli gromadzić siły na ten czas, kiedy okazja minie.

Była już noc. Nadbiegł drugi kurier od Memfisu z doniesieniem, że udało się policji ochronić cudzoziemców. Ale lud jest rozjuszony i nie wiadomo, do czego posunie się jutro.

Od tej chwili kurier przychodził za kurierem. Jedni przynosili wiadomości, że wielkie ma- sy chłopstwa uzbrojonego w topory i pałki ze wszystkich stron podążają do Memfisu. Skądi- nąd donoszono, że lud w okolicach Peme, Sochem i On ucieka w pole krzycząc, że jutro bę- dzie koniec świata. Inny kurier przywiózł list od Hirama, że wnet przybywa. Inny zawiada- miał o przekradaniu się pułków świątyniowych do Memfisu i, co ważniejsza, że z Górnego Egiptu, posuwają się mocne oddziały ludu i wojska, wrogo usposobione dla Fenicjan, a nawet dla jego świątobliwości.

„Nim tamci nadejdą - myślał faraon - ja już będę miał w rękach arcykapłanów i nawet puł- ki Nitagera... Spóźnili się o kilka dni!...”


Donoszono wreszcie, że tu i owdzie na gościńcach wojsko schwytało przebranych kapła- nów, którzy usiłowali dostać się do pałacu jego świątobliwości, zapewne z niedobrymi zamia- rami.

-  Niech ich przyprowadzą do mnie - odparł ze śmiechem faraon. - Chcę widzieć tych, któ- rzy ośmielili się mieć względem mnie złe zamiary!...

Około północy czcigodna królowa Nikotris zażądała posłuchania u jego świątobliwości. Dostojna pani była blada i drżąca. Kazała wyjść oficerom z królewskiej komnaty, a zo-

stawszy sam na sam z faraonem rzekła płacząc:

-  Synu mój, przynoszę ci bardzo złe wróżby...

-   Wolałbym, królowo, usłyszeć dokładne wiadomości o sile i zamiarach moich nieprzyja- ciół...

-   Dziś wieczorem posąg boskiej Izydy w mojej modlitewni odwrócił się twarzą do ściany, a woda w świętej cysternie poczerwieniała jak krew...

-  To dowodzi - odparł faraon - że wewnątrz pałacu mamy zdrajców. Nie są oni jednak zbyt niebezpieczni, jeżeli umieją tylko brudzić wodę i odwracać posągi.

-   Cała nasza służba - ciągnęła pani - cały lud jest przekonany, że gdy wojska twoje wkro- czą do świątyń, na Egipt spadnie wielkie nieszczęście...

-    Większym nieszczęściem - rzekł pan -jest zuchwalstwo kapłanów. Wpuszczeni przez mego wiecznie żyjącego ojca do pałacu, myślą dziś, że zostali jego właścicielami... Ależ, na bogi, czymże ja w końcu zostanę wobec ich wszechmocy!... I czy nie wolno mi upomnieć się o moje królewskie prawa?...

-   Przynajmniej... przynajmniej - odezwała się pani po namyśle - bądź miłosierny... Tak, prawa musisz odzyskać, ale nie pozwalaj twoim żołnierzom, aby gwałcili święte przybytki lub krzywdzili kapłanów... Pamiętaj, że łaskawi bogowie zsyłają radość na Egipt, a kapłani mimo swych błędów (któż ich nie ma!) niezrównane usługi oddają temu krajowi... Pomyśl tylko, że gdybyś ich zubożył i rozpędził, zniszczyłbyś mądrość, która nad inne ludy wywyż- szyła nasze państwo...

Faraon wziął matkę za obie ręce, ucałował ją i śmiejąc się odparł:

-   Kobiety zawsze muszą przesadzać!... Ty, matko, przemawiasz do mnie, jak gdybym był wodzem dzikich Hyksosów, a nie faraonem. Czyliż ja chcę krzywdy kapłanów?... Czy niena- widzę ich mądrości, choćby nawet tak jałowej jak śledzenie obrotu gwiazd, które i bez nas chodzą po niebie nie zbogacając nas o jednego utena?

Nie drażni mnie ich rozum ani pobożność, ale nędza Egiptu, który wewnątrz chudnie z głodu, a na zewnątrz boi się lada asyryjskich pogróżek. Tymczasem kapłani, pomimo swoją mądrość, nie tylko nie chcą mi pomagać w moich królewskich zamiarach, ale w najbezczel- niejszy sposób stawiają opór.

Pozwól więc, matko, abym przekonał ich, że nie oni, lecz ja jestem panem mego dzie- dzictwa. Nie umiałbym mścić się nad pokornymi, ale - podepczę karki zuchwalców.

Oni wiedzą o tym, ale jeszcze nie dowierzają i - w braku sił rzeczywistych - chcą zastra- szyć mnie zapowiedzią jakowychś klęsk. Jest to ich ostatnia broń i ucieczka... Gdy więc zro- zumieją, że nie lękam się strachów, upokorzą się, a w takim razie nie upadnie ani jeden ka- mień z ich świątyń, nie ubędzie ani jeden pierścień z ich skarbców.

Znam ja ich!... Dziś robią wielkie miny, bo jestem od nich daleko. Lecz gdy wyciągnę śpi- żową rękę, padną na twarz i - cały ten zamęt skończy się spokojem i ogólną pomyślnością.

Królowa objęła nogi władcy i wyszła ukojona zakląwszy jednak Ramzesa, aby szanował bogów i miał miłosierdzie nad ich sługami.

Po odejściu matki faraon wezwał Tutmozisa.

-   Jutro tedy - rzekł pan - wojska moje zajmą świątynie. Zapowiedz jednak pułkownikom, niech wiedzą, że wolą moją jest, aby święte przybytki były nie tknięte i aby nikt nie podnosił ręki na kapłanów...


-  Nawet na Mefresa i Herhora?... - spytał Tutmozis.

-   Nawet na nich - odparł faraon. - Dość będą mieli kary, gdy usunięci z dzisiejszych sta- nowisk osiądą przy uczonych świątyniach, ażeby modlić się tam i badać mądrość bez prze- szkód...

-  Stanie się, jak rozkazuje wasza świątobliwość... Chociaż...

Ramzes podniósł w górę palec na znak, że nie chce słuchać żadnych przedstawień. A na- stępnie, aby zmienić temat rozmowy, rzekł z uśmiechem:

-   Pamiętasz, Tutmozisie, manewry pod Pi-Bailos?... Już minęło dwa lata!... Kiedy wów- czas gniewałem się na zuchwalstwo i chciwość kapłanów, czy mogłeś pomyśleć, że tak pręd- ko zrobię z nimi rachunek?...

A biedna Sara... A mały synek mój... Jaki on był piękny... Dwie łzy stoczyły się po twarzy faraona.

-  Zaprawdę - mówił - gdybym nie był synem bogów, którzy są litościwi i wspaniałomyślni, wrogowie moi przeżyliby jutro ciężkie godziny... Ile oni zadali mi upokorzeń... Ile razy płacz zaćmiewał mi oczy z ich winy!...


ROZDZIAŁ SZESNASTY

Dnia dwudziestego Paofi - Memfis wyglądało jakby podczas uroczystego święta. Ustały wszelkie zajęcia, nawet tragarze nie nosili ciężarów. Cały lud wysypał się na place i ulice albo skupiał się dokoła świątyń. Głównie około bożnicy Ptah, która była najwarowniejszą i gdzie zebrali się dostojnicy duchowni tudzież świeccy, pod przewództwem Herhora i Mefresa.

W pobliżu świątyń stały wojska w luźnym szyku, aby żołnierze mogli porozumieć się z lu- dem.

Między pospólstwem i między wojskiem krążyli mnodzy przekupnie z koszami chleba, z dzbanami i skórzanymi workami, w których było wino. Częstowali oni lud darmo. Gdy zaś spytał ich kto, dlaczego nie biorą zapłaty? jedni odpowiadali, że - to jego świątobliwość czę- stuje swoich poddanych, a drudzy mówili:

-  Jedzcie i pijcie, prawowierni Egipcjanie, gdyż nie wiadomo, czy doczekamy jutra!... Byli to przekupnie kapłańscy.

Agentów kręciło się mnóstwo. Jedni głośno dowodzili słuchaczom, że kapłani buntują się przeciw panu, a nawet chcą go otruć za to, że obiecał ludowi siódmy dzień odpoczynku. Inni szeptali, że faraon oszalał i sprzysiągł się z cudzoziemcami na zgubę świątyń i Egiptu. Tamci zachęcali lud, ażeby napadł na świątynie, gdzie kapłani z nomarchami radzą nad uciemięże- niem rzemieślników i chłopów. Ci wyrażali obawę, że gdyby świątynie napadnięto, mogłoby zdarzyć się wielkie nieszczęście...

Mimo to, nie wiadomo skąd, pod murem świątyni Ptah znalazło się kilka potężnych belek i stosy kamieni.

Poważni kupcy memfijscy przechadzający się między tłumami nie mieli żadnej wątpliwo- ści, że ludowy zamęt był wywołany sztucznie. Drobni pisarze, policjanci, oficerowie robotni- ków i przebrani dziesiętnicy wojskowi już nawet nie kryli się ani ze swoimi urzędowymi sta- nowiskami, ani z tym, że chcą popchnąć lud do zdobycia świątyń. Z drugiej strony: paraszy- towie, żebracy, słudzy świątyń i niżsi kapłani, choć pragnęli, ukryć się nie mogli, a każdy obdarzony zmysłami widział, że i oni zachęcają pospólstwo do gwałtu!...

Toteż rozsądni mieszczanie memfijscy byli zdumieni takim postępowaniem kapłańskiego stronnictwa, a lud - poczynał ostygać z wczorajszego zapału. Rodowici Egipcjanie nie mogli zrozumieć: o co tu chodzi i kto naprawdę wywołuje zaburzenia? Chaos powiększał się dzięki półobłąkanym bigotom, którzy nago przebiegając ulice ranili sobie ciało do krwi i wołali:

-  Biada Egiptowi!... Bezbożność przebrała miarę i zbliża się godzina sądu!... Bogowie oka- żą swoją moc nad zuchwalstwem nieprawości!...

Wojsko zachowywało się spokojnie, czekając, aż lud zacznie wdzierać się do świątyń. Z jednej bowiem strony taki rozkaz wyszedł z królewskiego pałacu; z drugiej zaś - oficerowie przewidywali zasadzki w świątyniach i woleli, ażeby ginęło pospólstwo aniżeli żołnierze. Żołnierze i tak będą mieli dosyć zajęcia.

Ale tłum, pomimo krzyku agitatorów i wina rozdawanego darmo, wahał się. Chłopi oglą- dali się na rzemieślników, rzemieślnicy na chłopów, a wszyscy oczekiwali czegoś.

Nagle, około pierwszej w południe, z bocznych ulic wylała się ku świątyni Ptah pijana banda, zbrojna w topory i drągi. Byli to rybacy, greccy majtkowie, pastusi, libijskie włóczęgi, nawet więźniowie z kopalni w Turra. Na czele bandy szedł robotnik olbrzymiego wzrostu, z pochodnią. Stanął on przed bramą świątyni i ogromnym głosem począł wołać do ludu:

-   A wiecież wy, prawowierni, nad czym tu radzą arcykapłani i nomarchowie?... Oto chcą zmusić jego świątobliwość Ramzesa, ażeby robotnikom odjął po placku jęczmiennym na dzień, a chłopów obłożył nowym podatkiem, po drachmie od każdej głowy...

Dlatego mówię wam, że popełniacie głupstwo i nikczemność stojąc tu z założonymi ręko- ma!... Trzeba nareszcie wyłapać świątyniowych szczurów i oddać ich w ręce faraonowi, panu


naszemu, na którego krzywdę zmawiają się bezbożnicy!... Bo gdyby władca nasz musiał ulec radzie kapłańskiej, któż wtedy ujmie się za uczciwym ludem?...

-  Prawdę mówi!... - odezwano się w tłumie.

-  Pan kazał dać nam siódmy dzień wypoczynku...

-  I obdarzy nas ziemią...

-    Zawsze miał litościwe serce dla prostaków!... Pamiętacie, jak dwa lata temu uwolnił chłopów oddanych pod sąd za napaść na folwark Żydówki?...

-   Ja sam widziałem, jak przed dwoma laty zbił pisarza, który ściągał z chłopów niespra- wiedliwy podatek...

-  Niech żyje wiecznie pan nasz, Ramzes XIII, opiekun uciśnionych!...

-  Patrzajcie ino - odezwał się głos z daleka - samo bydło wraca z pastwisk, jakby zbliżał się wieczór...

-  Co tam bydło !... Dalejże na kapłanów!...

-   Hej, wy! - krzyczał olbrzym pod bramą świątyni. - Otwórzcie nam dobrowolnie, ażeby- śmy przekonali się: nad czym radzą arcykapłani z nomarchami?...

-  Otwórzcie!... bo wywalimy bramę!...

-   Dziwna rzecz - mówiono z daleka - ptaki kładą się spać... A przecież to dopiero połu- dnie...

-  Dzieje się coś niedobrego w powietrzu!...

-  Bogowie! już noc nadchodzi, a ja jeszcze nie narwałam sałaty na obiad... - dziwiła się ja- kaś dziewczyna.

Lecz uwagi te zagłuszył wrzask pijanej bandy i łoskot belek uderzających w miedzianą bramę świątyni.

Gdyby tłum mniej był zajęty gwałtami napastników, już spostrzegłby, że w naturze zacho- dzi jakieś niezwykłe zjawisko. Słońce świeciło, na niebie nie było ani jednej chmurki, a mimo to jasność dzienna poczęła się zmniejszać i powiał chłód.

-  Dajcie tu jeszcze jedną belkę!... - wołali napastnicy na świątynią. - Brama ustępuje!...

-  Mocno!... Jeszcze raz!...

Przyglądający się tłum huczał jak burza. Tu i owdzie poczęły odrywać się od niego małe grupy i łączyć z napastnikami. Wreszcie cała masa ludu z wolna podsunęła się ku murom świątyni.

Na dworze, mimo południa, wzrastał mrok; w ogrodach świątyni Ptah zaczęły piać koguty.

Ale wściekłość tłumu była już tak wielka, że mało kto dostrzegał te zmiany.

-  Patrzcie! - wołał jakiś żebrak - oto zbliża się dzień sądu... Bogowie... Chciał mówić dalej, lecz uderzony kijem w głowę padł na miejscu.

Na mury świątyni poczęły wdzierać się nagie, lecz uzbrojone postacie. Oficerowie we- zwali żołnierzy pod broń, pewni, że niebawem trzeba będzie wesprzeć atak pospólstwa.

-   Co to znaczy?... - szeptali żołnierze przypatrując się niebu. - Nie ma chmur, a jednakże świat wygląda jak podczas burzy.

-  Bij!... łam!... - krzyczano pod świątynią. Łoskot belek odzywał się coraz częściej.

W tej chwili na tarasie stojącym nad bramą ukazał się Herhor, otoczony orszakiem kapła- nów i dygnitarzy świeckich. Najdostojniejszy arcykapłan 

Komentarze

  1. It really makes me happy and I am satisfied with your post. Thank you for sharing this post. Your blog posts are very interesting and impressive. guaranty trust bank recruitment 

    OdpowiedzUsuń
  2. I think this is an informative post and it is very beneficial and knowledgeable. Therefore, I would like to thank you for the endeavors that you have made in writing this article. Also check how to cash a check online

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

wysypisko

  -   j świątobliwości czas moim głupim gadaniem?... Jest tu, w Memfisie, książę Hiram... On może lepiej objaśni wszystko memu panu, bo to mędrzec i członek najwyższej rady naszych miast... Ramzes ożywił się. -    A dawajże mi tu prędzej Hirama - odparł. - Bo ty, Dagonie, rozmawiasz ze mną nie jak bankier, ale jak a, oczy błyszczały. Wpisy Free GOG Game Sang Froid Free GOG Game Giveaway Jotun Free GOG Game Giveaway CAYNE Free GOG Game Flight of the Amazon Queen Free GOG Game Ultima 4 Steam Game DHL Free Key Giveaway Septerra Core Giveaway GOG Game Beneath a Steel Sky Homefront Steam Game Free Key humblebundle Giveaway Knightshift Steam Game DHL Free Key Giveaway Giveaway Steam Game Free Key Total War Warhammer Free Origin Game Mass Effect 2 Giveaway Free Origin Game Syberia II Giveaway GOG Game Oddworld Free Giveaway Steam Game Free Key humblebundle Layers of Fear + Soundtrack Free GOG Game Worlds of Ultima Make war not love Free SEGA games and DLC Steam Game Key Giveaway